top of page
Search
  • Writer's pictureAnna Schreibert

Książka zasługuje na półkę.

Updated: May 1, 2021

Będąc kilka dni temu w Nowym Jorku, zauważyłam na platformie, czekającą na pociąg, dziewczynę czytającą książkę.


Zagapiłam się na nią wręcz nieprzyzwoicie. Nikt już dzisiaj nie czyta papierowych książek!


Ja czytam! Ja kolekcjonuję! Ja lubię je mieć!


Ale ja jestem staroświecka...


Widok dziewczyny z książką mnie poruszył - dama z łasiczką w nowojorskiej dżungli dwudziestego pierwszego wieku.


Książki są jak łodzie na wakacyjnym rejsie po szuwarach, nieskażonych cywilizacją dzikich jeziorach. Nie chodzi tylko o to, żeby płynąć. Najważniejsze jest w jaki sposób to robisz, jakie są przeżycia i emocje podróży.


Widoki będą te same z nowej, laminatowej konstrukcji, ale nigdy nie doświadczysz tego, co jest nieodłączną częścią starych łajb: zapach żywicy, skrzypienie masztu w stopie, jęk naprężonych desek przy dużym przechyle, dźwięk wody, która uderza w drewniany kadłub jakby z większą miłościa.


Z książek elektronicznych czy audiobooków dowiesz się tego samego, ale poczujesz, że one nie mają duszy.


Ja lubię przekładać kartki, uspokaja mnie szelest papieru, zapach druku, gładkość, czy chropowatość stron. Wielkość i rodzaj trzcionki są kojącym aspektem w doświadczaniu czytania.



Posiadanie książki na nocnym stoliku przy łóżku pozwala mi łatwiej zasnąć. Tak jak dzieci lubią zasypiać w towarzystwie ulubionego pluszaka, tak ja potrzebuję książki, by czuć się bezpiecznie.


Kilkanaście egzemplarzy ściągniętych na telefon bestsellerów nie jest wystarczającym substytutem. One są chłodne, odizolowane, kompletnie bezosobowe – bez charakteru, bez życia, bez istnienia.

Każda z setek książek, które stoją na półkach w moim pokoju ma swoją własną tożsamość, okładkę reprezentującą wnętrze, kolorową, atrakcyjną, kuszącą, z dumnie wyeksponowanym nazwiskiem autora.

Każda chce zachęcić, zainteresować sobą, jakby mówiła: Dotknij mnie, otwórz, zobacz, co mam do zaoferowania. Jak egzotyczne kobiety nocy owiane tajemnicą i zagadką, której chciwie pożądasz.



Książki też są po to, by je dotykać, zatapiać się w historie opowiadane często na pożółkłych już kartkach.


Podejrzewam, że książki nie lubią bibliotek. Biblioteka jest jak sierociniec – gasnąca nadzieja na lepsze jutro wypiera bezkresne horyzonty możliwości do kosza z makulaturą. Ja nie lubię bibliotek.


Książki nie są po to, by się nimi dzielić. One chcą przynależeć do swego miejsca, adresu.


Każda z moich książek jest swoistym personalnym stemplem w moim paszporcie życia – każdą kupiłam w pewnym ważnym momencie, na progu nowego doświadczenia bądź rozdziału życia. Mam takie, które kupiłam, gdy otwierałam nowy business, kiedy po raz pierwszy trzymałam w ręku 10-cio karatowy diament i zapragnęłam dowiedzieć się więcej o tym najtwardszym z minerałów, kiedy uczułam się obcego języka, czy nowego programu komputerowego; gdy leciałam na kilka dni na Florydę, by odpocząć, kiedy chciałam uszyć piżamę dla mojej trzyletniej córki (właściwie to ona chciała, ja chciałam być dobrą mamą).


Dokładnie pamiętam kiedy i dlaczego kupiłam każdą moją książkę, albo kto mi ją podarował. Książka to bardzo wyjątkowy prezent. Jeżeli takową ode mnie dostałeś, to znaczy, że jesteś jej wart, to znaczy, że ja wierzę, że docenisz ją tak bardzo jak ja.


Kocham książki w ich pierwotnej formie, pisane, drukowane, namacalne, dotykalne, ze swą intymną miękkością czy zdystansowaną twardością.


Książka to magiczne COŚ, co potrafi przenieść w czasie, w wymiarze, otwiera zardzewiałe przestrzenie wyobrażni, oliwi śruby terażniejszości, aby można było się z niej wydostać. Bez wychodzenia z łóżka mogę być świadkiem historii dinozaurów, zatopić się w niebieskiej toni oceanu na odległym kontynencie czy poczuć adrenalinę przemierzając galaktyki na pokładzie statku kosmicznego. Mogę być, gdzie chcę!


Książka to wartość definiująca ludzkość.


Ona nie należy do aplikacji w telefonie. Moja książka należy do mnie, do półki w moim pokoju. Czasem myślę, że półka tęskni za książką, którą właśnie czytam. Jestem pewna, że tęsknią sąsiadujące książki, bo nie potrafią równo stać.


Książka zawsze odkrywa nowe oblicze czyjejś prawdy, opowiada historie, które się komuś przytrafiły, bądź mogły przytrafić. Jest jak zaklinacz nadziei ukryty w barwnie przekazanym obrazie wizji autora. Dzięki książkom rozwijam swój własny światopogląd, dojrzewam emocjonalnie, rozumiem więcej z każdym przeczytanym rozdziałwem. Tam zawsze znajduję odpowiedź na wszystko – magia życia ujęta na milion różnych sposobów.


W książce elektronicznej nie umiem się zatopić, popłynąć. Rozprasza twardość, komercyjność i plastikowość urządzenia, na którym ją czytam. Zbyt perfekcyjnie gładka, wręcz wypolerowana powierzchnia tekstu wygładza charakter na zupełnie taki bez charakteru.


To jakby robot serwował obiad – pewnie poda ci to, co zamówisz, ale wiesz, że nie jest w stanie zrozumieć twojej palety smaku.


Elektroniczny substytut książki dla mnie nie działa! Próbowałam!


Ja chcę ją czuć, trzymać w rękach, delektować się szelestem kartek, które przerzuca wiatr, gdy chce niezauważony przecisnąć się i też coś poczytać.


Z wiatrem się podzielę...


30 views
bottom of page