top of page
Search
  • Writer's pictureAnna Schreibert

Miłość inna niż wszystkie...

Updated: May 1, 2021

Miłość to jedyne uczucie, które może nas zmienić. Nawet nienawiść zaczyna się od miłości. Tak naprawdę możesz kogoś znienawidzić tylko wtedy, gdy go bezgranicznie kochałeś!


Wierzę, że w życiu można kochać wielu ludzi. Ja kochałam kilku. To, co chcę napisać, odnosi się do naszych partnerów, nie do rodziny czy dzieci. Piszę tu o miłości romantycznej, przepełnionej pasją, pożądaniem i potrzebą wzajemnego odczuwania. Z perspektywy lat wiem, że miłość miłości nie jest równa. Mężczyzn, partnerów życiowych zawsze kochałam za coś: bo byli, kiedy ich tak naprawdę potrzebowałam, bo kochali mnie za to, kim byłam, bo miałam z nimi dzieci, bo dawali mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Lista jest długa. Każdy z nas kocha za coś innego. To wspaniałe, że spotykamy na swej drodze ludzi, którzy dopełniają nasze życie, powodują, że stajemy się lepsi, że czujemy się lepiej ze sobą. Jest absolutnym błogosławieństwem posiadanie obok siebie kogoś, kto wnosi do naszego życia lepsze jutro.


Opierając się wyłącznie na własnym doświadczeniu, chciałabym wyrazić moją opinię o tych, którzy pojawiają się w naszym życiu, nie dokonują przełomu, nie ratują nas, ani my ich, nie pomagają nam płacić rachunków ani wychowywać dzieci, nie zmieniają naszego życia. Nasze życie zmienia się tylko dlatego, że są.


Ktoś taki zjawia się raz w naszym życiu. Ponieważ nic od niego nie potrzebujemy ani on od nas nic nie chce, kochamy go inaczej. Kochamy go tylko za to, że jest!


I to jest ta przysłowiowa jedyna miłość naszego życia! Nie tyle jedyna, co kompletnie inna. To ta miłość, do której zawsze wracamy: z sentymentem, po latach, po mężach, kochankach i epizodach... Ta jedna miłość jest zawsze świeża, ponadczasowa, to nasz odnośnik miłości.


Miałam kiedyś taką miłość. Potrafiliśmy siedzieć na ławce i gadać godzinami. Kiedy szliśmy do baru, wychodziliśmy razem o 8-mej rano, wciąż nienasyceni sobą. Byliśmy spragnieni wzajemnej obecności. On mi opowiadał o życiu, ja mu o moich książkach. Słuchaliśmy Ewy Demarczyk o 4-tej nad ranem z jego wypasionego odtwarzacza w małym mieszkaniu w dostojnej kamienicy w centrum Warszawy. Mieliśmy swój własny świat na mapie świata. Nic nie miało znaczenia, kiedy byliśmy razem, tylko my, obecni na 300% w tym momencie, razem. Oczywiście, kiedy wracaliśmy do swoich kompletnie różnych światów, nasza miłość zatrzymywała się na moment, na chwilę, do kiedy znowu się nie spotkaliśmy. Więc spotykaliśmy się często...


Z perspektywy lat stwierdzam, że to ON pokazał mi, że nie ma rzeczy niemożliwych... Kiedy patrzył na mnie, wiedziałam, że jestem najważniejszą osobą na świecie. Kiedy brał mnie za rękę i całował wewnętrzną część mojej dłoni, nie istniało nic poza tym momentem. A on patrzył mi w oczy ponad świeczką rozświetlającą stolik lokalnej tawerny i szeptał: „Najważniejsze, że jesteś”.


Co ja wniosłam do jego życia? Nie jestem pewna. Analizując nasze doświadczenia, myślę, że pokazałam mu wolność w najbardziej pierwotnym wymiarze, niewinność, wiarę w cuda i miłość, tę miłość bez zobowiązań, bez niczego w zamian.


Czasem do tego tęsknię, do tego poczucia wolności w miłości.


Jeżeli jesteś szczęściarzem, to przeżyłeś taką miłość: tę, która wyzwala emocje, o których istnieniu nie miałeś pojęcia. Dotykałeś tej osoby i wiedziałeś, że będziesz ten dotyk pamiętał zawsze. Organiczna energia łącząca dwie galaktyki; gwiazdy wydawały się tak blisko. Czas nie istniał, moment, w którym byliśmy, definiował życie.



Chwila ta przeminęła dawno temu, ale do dziś jestem wdzięczna za to, że mogłam ją przeżyć. Do dziś dziękuje losowi, że włączył mnie do grona tych szczęściarzy.


Po latach nie mam najmniejszych oporów, żeby mu to napisać... i piszę: „Najważniejsze, że byłeś!”













32 views
bottom of page